Recenzja - Advent Rising
Recenzja - Advent Rising
odwiedź forum
SS-NG #35 pożegnalny 2005
22






Kamil "Iwan" Iwanowicz
PRODUCENT: GlypX Games  WYDAWCA: Majesco  GATUNEK: akcja  PLATFORMA: PC, Xbox  CENA: 49,99$ zł WWW
    Znowu obcy, przypakowany bohater i ratowanie świata; znowu bullet-time i strzelanie. Jednak tym razem nie miała to być robota rzemieślnika, koncept gry przedstawiał coś znacznie bardziej bogatego i niecodziennego. Niestety marzenia dostały nieco po głowie młotkiem od pijanego majstra odlewającego fundamenty gry, a okoliczni mieszkańcy budowy codziennie podkradali rury od rusztowania... Co z tego wynikło, przeczytacie poniżej.
Zgodnie z zapowiedziami, w ADVENT RISING wcielamy się w młodego pilota - Gideon’a Wyeth’a. Gra bardzo szybko oddaje stery w ręce Gracza - naszym pierwszym zadaniem jest dolecieć statkiem kosmicznym do wskazanego punktu. Zadanie nie obfituje w żadne niespodzianki, ale za to uderza mocno filmowym klimatem i wprowadza grającego w zdecydowanie optymistyczny nastrój. Po kilku nieobowiązujących zadaniach typu „pobiegnij tu, pogadaj tam” przerywanych wstawkami filmowymi otrzymujemy obraz sytuacji - Ziemianie oczekują wizyty obcych, a bohater wraz ze swoim bratem znajduje się w komitecie powitalnym. Po drodze poznajemy jeszcze pannę Gideona i migiem przenosimy się do spotkania z przybyszami... Obcy są przyjaźni, co więcej, traktują ludzi ze szczególną troską; jednak co by za dobrze nie było, przywożą także złe wieści. Otóż do Ziemi zbliża się wielka armia Poszukiwaczy (Seekers), która zwyczajnie ma zamiar naszą piękną planetę zmieść z powierzchni kosmosu. Ziemianie jednogłośnie uznają, że będą się bronić, a obcy kwitują to stwierdzeniem „Będziemy mieli szczęście, gdy jakikolwiek człowiek przeżyje”... Tyle względem streszczania fabuły z mojej strony, resztę będziecie musieli sobie dopowiedzieć za pomocą gry. Autorem historii jest znany pisarz science-fiction, Orson Scott Card. Niestety, historia nie jest tak dobra, jak to zapowiadali twórcy przed premierą gry. Owszem, jest ciekawie, ale nie jest to jedna z tych nielicznych, wybitnych historii, które rozpamiętywać będziemy z rozmarzeniem obok tytułów takich jak PLANESCAPE: TORMENT, czy BEYOND GOOD&EVIL. Nie zrozumcie mnie jednak źle - opowieść spełnia swoje zadanie, jest interesująca i wciąga.



Sama rozgrywka to czyste TPP, przepełnione strzelaniem do obcych... Twórcy urozmaicili jednak całość garścią patentów zaczerpniętych z gier RPG. Motyw działa podobnie, jak chociażby w MORROWINDZIE - im więcej używasz danej umiejętności w praktyce, tym lepiej ona "działa". Także każdy strzał z pistoletu ładuje poziom "nabicia" jednego z pięciu leveli wtajemniczenia. Każdy stopień władania daną umiejętnością jest dokładnie opisany w opcjach. Oczywiście każda z broni dostępnych w grze ma swój własny "licznik", dlatego najlepiej jest korzystać tylko z kilku wybranych rodzajów żelastwa, co by nie "rozmienić się na drobne". Z czasem nasz bohater odkrywa w sobie "moc", która pozwala mu na kilka sztuczek przydatnych na polu walki, co dobrze uzupełnia się z bronią palną. Nie będę opisywał tu dokładnie każdego rodzaju mocy, bo zabiłoby to przyjemności z ich samodzielnego odkrywania. Najciekawszym patentem z tego wszystkiego jest możliwość dzierżenia dwóch broni/mocy, po jednej na rękę. Nasz wybór jest tu zupełnie nieograniczony, do obu slotów możemy przyporządkować zarówno moce, jak i broń lub zrobić "miks". Jest to chyba najjaśniejszy aspekt gry, ponieważ dzięki takiemu patentowi ADVENT RISING pozwala Graczowi walczyć na swój sposób - możesz biegać za osłoną i pruć z karabinu, albo miotać energetyczne kule i jednocześnie zatrzymywać czas, nic nie stoi też na przeszkodzie, aby rzucać obcymi po ścianach i dobijać ich rakietnicą... Do tego dochodzi walka wręcz i rzucanie granatami (obydwie umiejętności przyporządkowane pod określony przycisk, nie zajmują dzięki temu slotów). Jakby jeszcze tego wszystkiego było mało, każda broń, a także moc posiada "secondary fire", co pozwala na jeszcze większą swobodę w walce.



Wydawałoby się, że przy tak pomyślanym systemie akcja nie może być nudna. Niestety, przez pierwsze kilka godzin, zanim Gideon odkryje w sobie moc, możemy nieco oberwać znużeniem. Oczywiście pierwsze chwile spędzone z dwoma karabinami w rękach są świetne, ja byłem wniebowzięty widząc, jak efektowne akcje wyprawia bohater. Ale po niedługim czasie walki stają się jałowe i zalatują nudą, szczęśliwie pojawiają się sekcje "jeżdżone", a skryptowane akcje pojawiające się czasem w grze nie pozwalają ulec monotonii. Od momentu odkrycia umiejętności "Levitate" zaczyna się robić weselej, a kolejno zdobywane moce nie pozwalają na chwilę wytchnienia. Cały pic w walce polega na namierzeniu przeciwnika, co na PC wykonujemy za pomocą scrolla. Po zalockowaniu się na wrogiej kreaturze, każdy unik (rzucanie się we wszystkich kierunkach) zostaje pokazany w efektownym zwolnieniu, a naboje mkną bez dyskusji w kierunku "złapanego" wroga. Jedyny problem jest tu taki, że jeśli chcemy robić akcje w slow-motion i używać niektórych mocy, musimy namierzać każdego wroga z osobna. Porządne wyuczenie się tej umiejętności zabiera trochę czasu, a jest to jedyny krok do prowadzenia efektownych walk. Mnie zajęło kilka godzin, zanim zacząłem tłuc obcych naprawdę z klasą i przytupem.

Pod nogami zaskoczonej grupy wroga ląduje granat... W chwili wybuchu Gideon wyskakuje w bok, podczas gdy cały świat zwalnia, a my widzimy już przeciwników szybujących w powietrzu po eksplozji granatu. Jedna z dwóch pozostałych przy życiu kreatur obrywa szybką serią z karabinu, zdążając jeszcze oddać przedśmiertelny strzał ze strzelby - smugi ognia zapełniają ekran.